Aktualności
Rozmowa z Łukaszem Skopem – autorem książki „Kwiaty bez ogródek”
19.04.2023

Rozmowa z Łukaszem Skopem – autorem książki „Kwiaty bez ogródek”

W świecie ogrodniczych lifehacków kultywuje uważność i holistyczne podejście do roślin. Ogrodnictwo i kwiaty to jego praca, a zarazem pasja. Nadejście wiosny za każdym razem wprawia go w zachwyt. O sobie i o swojej najnowszej książce – „Kwiatach bez ogródek” – opowiada Łukasz Skop.

 

Julia Krych: We wstępie do „Kwiatów bez ogródek” piszesz, że zdarza Ci się prosić uczestników warsztatów ogrodniczych, aby wyobrazili sobie, że są roślinami. Pozwól więc, że tym razem to ja poproszę Ciebie o taką wizualizację wzbogaconą o zadanie kreatywne. Jakbyś był kwiatem, to jakim i dlaczego właśnie tym?

Łukasz Skop: Wybrałbym naszą rodzimą, bardzo małą roślinę, która kwitnie wiosną. Ma przepiękne złote kwiaty w kształcie gwiazdek i nazywa się złoć żółta. Myślę, że obcokrajowiec połamałby sobie język, próbując tę nazwę wymówić.

Liście złoci są bardzo podobne do trawy. Kiedy nie ma słońca, jej kwiaty są zamknięte i w ogóle jej nie widać. Dopiero wraz z nadejściem słonecznych dni złociste płatki otwierają się – wtedy można ją dostrzec. Mimo że pracuję z telewizją i prasą, a także robię rzeczy, które wymagają ode mnie trochę więcej kontaktu z ludźmi, to tak naprawdę jestem introwertykiem. Dlatego identyfikuję się z tą rośliną, bo ona w pewnych momentach jest widoczna, ale kiedy nie chce, żeby się ją zobaczyło, to zamyka swoje kwiaty i nikt jej nie znajdzie.

Złoć żółta jest też jedną z moich ulubionych roślin z dzieciństwa. To kwiat, który zapoczątkował kolekcję Paszczaka z Muminków. Zawsze lubiłem tę bajkę – właśnie ze względu na postać botanika.

Złoci nie ma w „Kwiatach bez ogródek”. W książce piszę o kwiatach ogrodowych, a to jest roślina polna, ale myślę, że tkwi w niej potencjał na następne opowieści.

fot. z archiwum Łukasza Skopa

Piszesz o roślinach nie tylko pod kątem ich pielęgnacji. Jesteś także uważnym obserwatorem i – śmiało można rzec – serdecznym przyjacielem kwiatów. Jaką życiową lekcję możemy wyciągnąć z bliskiego kontaktu z naturą?

Od roślin możemy się bardzo wiele nauczyć. Nic w przyrodzie nie dzieje się bez przyczyny. Wszystkie ogniwa są ze sobą połączone, więc jeśli jedno będzie niedomagać, to cały łańcuch zostanie nadszarpnięty. Mówi się, że kiedyś popsute rzeczy się naprawiało, a teraz wyrzuca się je do kosza. W dzisiejszym świecie – również w ogrodnictwie – szukamy łatwych rozwiązań. Chcemy, żeby wszystko zadziałało natychmiast. Tymczasem warto pochylić się nad danym problemem, znaleźć jego przyczyny i zadbać o to, aby cały system dobrze funkcjonował. Kiedy wszystkie elementy będą na swoim miejscu, ogród nam się odwdzięczy. My, jako część przyrody, też ostatecznie będziemy czuć się w nim lepiej.

 

Uprawa roślin wymaga cierpliwości. Jakie inne cechy są przydatne w zawodzie ogrodnika?

Myślę, że ogrodnik potrzebuje ciekawości świata i radości z poszukiwania tego, co jeszcze w roślinach może drzemać. Ideą powstania mojej książki było właśnie przekazanie zachwytu z odkrywania sekretów roślin. Są w niej również praktyczne porady, pomagają one nauczyć się, jak pielęgnować kwiaty, by potem móc cieszyć się nimi na co dzień i czerpać z ich piękna.

Ogrodnik nie powinien też zrażać się niepowodzeniami. Wszyscy uczymy się na błędach, a w ogrodnictwie to powiedzenie ma szczególne zastosowanie. Dajmy sobie prawo do tego, żeby się pomylić – rośliny są bardzo wyrozumiałe. Często ludzie boją się coś przyciąć, na przykład jabłoń, bo nie wiedzą, jak to zrobić. Nawet jeśli nie zrobimy tego właściwie, ona nie uschnie. Może nie wyda owoców – no trudno, w tym roku będziemy musieli się bez nich obejść – ale za dwa lata gałązki odrosną, a my zdobędziemy cenną umiejętność.

Warto także być otwartym na wymianę doświadczeń. Kiedy widzę w internecie komentarze ludzi, którzy interesują się roślinami, uświadamiam sobie, jak wielkie ogrodnictwo wzbudza emocje. Wydawać by się mogło, że to bardzo spokojna dziedzina – nie powinna wywoływać ekscytacji jak choćby polityka czy wynik meczu. A jednak! Wystarczy napisać, że „ta roślina potrzebuje tego i tego, aby urosnąć”, a zaraz ktoś odpowie: „nie, nieprawda, mam tę roślinę i u mnie jest zupełnie inaczej”. Nie oznacza to, że jedna z tych osób ma rację, a druga nie. Na to, jak kwiaty sobie radzą, wpływa szereg czynników. Ludzie mają różne doświadczenia i warto się nimi dzielić, aby nauczyć się czegoś więcej o roślinach.

 

Mówisz o wiedzy i umiejętnościach. A jaką rolę w ogrodnictwie odgrywa intuicja?

Chciałbym powiedzieć, że intuicja odgrywa dużą rolę, ale niestety mam wrażenie, że coraz mniejszą. Wszyscy jesteśmy częścią natury. Intuicję, jak postępować z roślinami, mamy zapisaną w genach. Jednak coraz bardziej od przyrody odchodzimy. Pandemia była ciekawym okresem, w którym mogliśmy się o tym przekonać. Nagle zostaliśmy zupełnie odcięci od przyrody – był nawet taki moment, że nie można było wejść do lasu. Ci, którzy nie mieli własnego ogródka, musieli spędzać czas zamknięci w mieszkaniach. I wtedy na nowo wszyscy zwrócili się w stronę roślin. Każdy liść i kiełek były fotografowane, a zdjęcia wrzucane do mediów społecznościowych. Ludzie tym żyli, cieszyli się. Myślę, że jeśli z pandemii mogliśmy się czegoś nauczyć – mówię z punktu widzenia ogrodnika – to właśnie tego, że potrzebujemy kontaktu z naturą. Intuicja ogrodnicza też gdzieś w nas jest, tylko trzeba ją dostrzec i z niej nie rezygnować.

 

Jak myślisz, dlaczego zagłuszamy naszą intuicję i pozbawiamy się kontaktu z naturą?

Żyjemy w szybko zmieniającym się świecie, zwracamy się w stronę technologii. Różne starodawne rzemiosła giną, a ogrodnictwo jest częściowo z nimi związane. Są pojedyncze osoby, które jeszcze gdzieś to podtrzymują i robią to fantastycznie. Dużo można się od nich nauczyć. Chociażby taka prosta rzecz jak wyplatanie koszyków z wikliny. Zapewnia kontakt z rośliną, a równocześnie jest rękodziełem. Z wikliny można wyplatać płotki, brzegi rabat – to wszystko przydaje się w ogrodzie.

 

Wiklinowe elementy w ogrodzie to ekoalternatywa dla plastiku. Poruszmy więc temat ekologii. W swojej książce opisujesz, jak firmy podchwytują ten trend. Tworzą na przykład „owadzie kurorty” tam, gdzie wcale nie ma kwiatów. Co możemy zrobić na rzecz naszej planety, aby było to – w odróżnieniu od wspomnianej inicjatywy – działanie skuteczne?

To jest bardzo szeroki temat. Od pewnego czasu króluje nurt zwracania się ku ekologicznym ogrodom i rozwiązaniom. Wielka Brytania jest największym prowodyrem tych zmian. Przez rolnictwo i uprzemysławianie Brytyjczycy zniszczyli swoją rodzimą przyrodę. W związku z tym bardzo silny nacisk kładą na to, aby ją odnowić. Wielka Brytania to ogrodniczo rozwinięty kraj, z którego wiele trendów rozlewa się na całą Europę, i które docierają również do nas.

Jak taki ekologiczny ogród prowadzić? Myślę, że w każdej dziedzinie życia – w ogrodnictwie też – nie warto być ekstremistą. Popadanie w skrajności nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzeba obserwować przyrodę i uczyć się od niej.

Można tworzyć łąki kwietne, jednak należy pamiętać, że tym samym rezygnujemy z rozmaitych korzyści, które zapewnia nam trawnik. Korzyści dla naszego zdrowia, bo na trawie możemy trochę się poruszać. Ptaki zbierają owady ukryte wśród trawy. Dzieci się bawią. Trawnik jest częścią ogrodu, podkreśla rabaty i inne nasadzenia. To wszystko jest ważne.

Z drugiej strony ludziom zdarza się robić rzeczy niezrozumiałe. W zeszłym roku widziałem, jak pracownicy Zieleni Miejskiej w piękny czerwcowy poranek skosili trawnik do gołej ziemi i to w momencie, kiedy były zapowiadane upały. Trawa jest rośliną, która regeneruje się po ustąpieniu wysokich temperatur, jednak nie może być skoszona na jeden centymetr, bo wtedy słońce ją wypali i żadne podlewanie już nie pomoże.

 

Z koszeniem trawy związany jest charakterystyczny zapach. Podobno to sygnał ostrzegawczy wysyłany przez tę roślinę w sytuacji zagrożenia.

Rośliny komunikują się w niesamowity sposób. Jeżeli są niszczone przez szkodniki, wysyłają sygnały chemiczne do swoich gałązek oraz do innych okazów. Mówią: „słuchajcie, coś się dzieje, ktoś mnie atakuje, szykujcie się na to, że może być źle!”.

 

To fascynujące, jak rośliny porozumiewają się ze sobą. W pewnym sensie komunikują się również z nami – wysyłają sygnały o tym, jak się czują, lub o tym, że zmienia się pora roku.

Wiem, że wielu patrzy na mnie jak na wariata, kiedy to mówię, ale w świecie natury jest jeszcze wiele powiązań do odkrycia. Wciąż brakuje nam narzędzi do tego, aby w pełni zrozumieć rośliny. Oczywistym jest, że kwiaty nie widzą i nie słyszą tak, jak ludzie czy zwierzęta. Nie przekreśla to jednak możliwości, że okażą się one mądrymi istotami, które odbierają rozmaite bodźce na swój wyjątkowy sposób.

 

Co sądzisz o mówieniu do roślin? Czy rzeczywiście może im to pomóc we wzroście? A może to jedynie mit, który ludzie powielają?

Ciężko mi stwierdzić, czy mówienie do roślin rzeczywiście pomaga. Powiem, jak to wygląda z mojego doświadczenia. Są takie momenty, w których tracę cierpliwość. Roślina nie chce rosnąć lub kwitnąć i nie wiem, jak sobie z nią poradzić. Wtedy biorę ją i trzymając nad koszem na śmieci, mówię do niej: „słuchaj, jak teraz nie zakwitniesz, to cię wyrzucę”. Może to bardziej działa na moją głowę niż na kwiaty, ale było kilka takich przypadków, że one faktycznie lepiej zakwitły, wydobyły z siebie jakieś siły (śmiech).

Odwrócę jeszcze to pytanie. Czy to, że mówimy do roślin, może pomóc nam? Myślę, że jak najbardziej. Możemy się wygadać, pozbyć trosk. Przebywanie w ogrodzie poprawia nasze samopoczucie. Kontakt z roślinami ma również działanie terapeutyczne. Stosuje się hortiterapię – przywracanie sprawności poprzez wykonywanie prac ogrodniczych.

 

W „Kwiatach bez ogródek” sportretowałeś aż czterdzieści wyjątkowych gatunków. Czy masz wśród nich swojego faworyta?

Czułbym, że jestem niesprawiedliwy, gdybym poświęcił całą swoją uwagę, radość i miłość tylko jednej roślinie. W świecie natury tyle się dzieje. Dopiero co zakwitły krokusy, więc zachwycałem się nimi. Siedziałem w ogrodzie i po prostu na nie patrzyłem. Teraz krokusy już przekwitły, ale zauważyłem, że fiołki budzą się do życia. Należę chyba do mniejszości, bo jako ogrodnik lubię zimę. Mimo że nie ma co wtedy obserwować w ogrodzie, bo rośliny śpią, mogę poświęcić się innym zajęciom. Potem przychodzi wiosna i na nowo czuję podekscytowanie, kiedy pojawiają się pierwsze kwiaty.

Często dla ludzi jest to zaskoczenie. Mówią: „Powinieneś żyć w jakimś egzotycznym kraju, gdzie cały czas jest zielono”, a ja im odpowiadam: „Tam bym się chyba zanudził na śmierć”. Przez cały rok musiałbym oglądać te same rośliny, to byłaby dla mnie katastrofa.

 

Zmierzając już ku końcowi naszej rozmowy, chciałabym Ci zadać pytanie o Twoje plany na przyszłość. Jakie cele stawiasz przed sobą nie tylko jako ogrodnik, lecz także jako pisarz?

Mam to szczęście, że ogrodnictwo jest zarazem moją pasją i pracą. Lubię testować nowe rzeczy w ogrodzie, a później dzielić się tą wiedzą. Taka była geneza mojego bloga – opisywać to, co odkryję, wprost, czyli właśnie bez ogródek. Tytuł książki również do tego nawiązuje. Chciałbym rozwijać się w tym kierunku. Myślę, że o roślinach można jeszcze dużo napisać. Czy powstanie kolejna książka mojego autorstwa? To się jeszcze okaże.

Oczywiście, w ogrodnictwie z roku na rok wszystko się powtarza. Można dojść do wniosku: „No ile jeszcze można o tych roślinach napisać?”. Uważam, że tę samą opowieść da się przedstawić w nieskończonej liczbie wariantów. Różni ludzie mają odmienne doświadczenia. Dlatego każdego, kto interesuje się roślinami, zachęcam, żeby samodzielnie odkrywał sekrety, które w nich drzemią. Tylko to zbliży nas do poznania ogrodniczego świata.

Rozmowę przeprowadziła Julia Krych.

Książki Łukasza Skopa „Kwiaty bez ogródek” i „Zrób ten zielnik” są dostępne w naszej księgarni https://wydajenamsie.pl/.

 

Bestsellery