Co gryzie weterynarza

Autor: Łukasz Łebek

Dane podstawowe

  • Data premiery: 2021-06-02
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • ISBN: 9788366570474
Cena:
39,90 zł
Produkt niedostępny

Opis książki Co gryzie weterynarza

Kim są pacjenci z pudełka?
Co wzrok ma wspólnego z otyłością zwierząt?
Dlaczego koci katar może być śmiertelny?
Odbierał poród alpaki, przebiegło po nim stado krów i został napadnięty przez królika. Łukasz Łebek, lekarz weterynarii i autor bloga „Nie zadzieraj z weterynarzem”, w fachowy, ale przystępny sposób przybliża tajniki swojej pracy. Opisuje rozmaite przypadki, z którymi zetknął się w swoim gabinecie – od szczurów, chomików, szynszyli, przez psy, koty, a nawet udomowioną świnię czy gęś. Nie stroniąc od humoru, wyjaśnia, czego lepiej nie mówić weterynarzowi, dlaczego praca w terenie nie jest dla wszystkich i czym nie karmić naszych zwierząt, jeśli naprawdę je kochamy. Przybliża także ekonomiczny aspekt swojego zawodu oraz porusza trudne tematy eutanazji i radzenia sobie z odejściem czworonożnych przyjaciół.
Dzięki tej książce lepiej zrozumiesz swoje zwierzę i jego lekarza!

O autorze

Dane szczegółowe

Data premiery: 2021-06-02
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 9788366570474

Opinie o książce Co gryzie weterynarza, Łukasz Łebek

5

mysilicielka

01.07.2021

Jeżeli jesteście właścicielami jakichś zwierząt, to pewnie często zdarzają wam się rozmowy z innymi zwierzolubami. Dzielicie się wtedy swoimi obserwacjami,
zmartwieniami i zabawnymi historyjkami. "Mój pies zrobił coś takiego...", "a mój to jest taki, że..." - mniej więcej tak to wygląda w moim przypadku. Nie sposób się nudzić w towarzystwie futrzaków (i nie tylko), zawsze są z nimi związane jakieś przygody. Wyobraźcie sobie, że w trakcie takiej żywej dyskusji, podchodzi do was sympatyczny weterynarz i mówi coś nieprawdopodobnego w rodzaju "a ja znałem psa, który miał w żołądku piłkę tenisową". W pierwszym momencie opadłaby mi szczęka, ale zaraz potem nakłaniałabym nowego znajomego, żeby opowiadał dalej! Według mnie "Co gryzie weterynarza" to pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego miłośnika zwierząt, nie żartuję. Książka jest świetna od początku do końca, napisana lekko i z humorem, a jednocześnie przekazuje czytelnikowi wiele istotnych informacji. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że to co robimy, może zaszkodzić naszemu przyjacielowi albo odwrotnie, niepotrzebnie martwimy się błahostkami. Ten tytuł pozwala nam spojrzeć z innej perspektywy na zwierzę, ale również na siebie i na nasze zachowanie w gabinecie weterynaryjnym. Ogólnie jestem zdania, że książka jest udana, jeśli wywołuje w odbiorcy jakieś emocje. Jak było w tym przypadku? Podczas czytania na przemian głośno się śmiałam albo zamierałam z przerażenia. Odgłosy obrzydzenia i odkładanie książki na stolik z silnym (całym jednominutowym) postanowieniem, że "nie, nie będę tego czytać" też były. Jak widać emocje się pojawiły i to spore. Miałam też ochotę każdemu opowiadać, co tym razem wyczytałam. To nie tylko historie o psach i kotach, mniejsi przyjaciele oraz zwierzęta gospodarskie też mają swoje 5 minut. Oprócz opowieści dotyczących pacjentów autora jest też trochę o studiowaniu weterynarii i jego życiu w otoczeniu zwierząt po godzinach pracy. Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz i książkę oczywiście polecam, bardzo miło się to czytało!
5

Urszula Gałaszewska

07.06.2021

Łukasz Łebek "Co gryzie weterynarza", W moim domu od zawsze mieszkały jakieś zwierzęta. Jak przez mgłę pamiętam boksera Karo, którego z
lubością dokarmiałam bułkami. Potem była cocker spanielka Freza, która nie lubiła wchodzić do wody. Po niej w domu zagościły sznaucery miniaturowe. Pierwszy Ego, który przeszedł kilka stopni szkolenia, następnie Bettina, w końcu najmłodsza Furora. W międzyczasie były też dwie papugi nimfy Koko i Friko, które szczególnie latem darły się niemiłosiernie, kiedy tylko za oknem zaczynało świtać, kilka chomików, myszka i rybki. Już będąc na swoim, przez parę lat towarzyszył nam żółw Piksi, a zaraz po nim nasz własny sznaucer Barek. Można by rzec, że przez lata przewinęła się całkiem spora menażeria. A w międzyczasie trafiały się jeszcze znajdy, podrzutki czy inne rodzinne, wzięte na przechowanie, psy. Nie było zatem żadnych szans, żebym przeszła obojętnie obok książki Łukasza Łebka. Będąc wieloletnią klientką gabinetów weterynaryjnych, przychodziłam z kolejnymi zwierzakami po poradę, wzywałam weterynarza do psich porodów, konsultowałam szczególnie trudne przypadki. Kilkukrotnie następowały tam również trudne rozstania. Nie sięgam często po książki dotyczące poszczególnych zawodów, których coraz więcej pojawia się na rynku. Dla opowieści o pracy weterynarza zrobiłam jednak wyjątek, ponieważ te, podobnie jak lekarskie, ciekawią zawsze podwójnie. Nie tylko z uwagi na różnorodność przypadków medycznych, często trudniejszych do leczenia niż ludzkie, bo ci pacjenci nie są w stanie opisać swoich dolegliwości, ale również z powodu setek historii, których bohaterami można uczynić również właścicieli swoich pupili. Fajnie było usiąść znów w poczekalni gabinetu weterynaryjnego i wysłuchać wielu, czasem śmiesznych, czasem smutnych, a czasem mrożących krew w żyłach opowieści. Przypomniał mi się od razu najbardziej chyba znany weterynarz z serialu "Wszystkie stworzenia duże i małe". Młody James Herriot (napisał z resztą cała serię książek poświęconych swojej praktyce weterynaryjnej), musiał się sporo nagimnastykować, żeby zdobyć zaufanie okolicznych mieszkańców, w tym prowadzących gospodarstwa farmerów. Wynikało z tego niejednokrotnie sporo zabawnych, ale też wzruszających historii. Świetny serial sprzed lat. Łukasz Łebek z przytupem otwiera drzwi do swojego gabinetu, stając się trochę gawędziarzem, trochę edukatorem, szczególnie w zakresie podstawowych chorób zwierzęcych i dbania o swoich pupili, czasem też, szczególnie kiedy wspomina niereformowalnych właścicieli zwierząt, dobrotliwym marudą. Pies, kot czy chomik niestety do gabinetu nie przyjdą same, a jak się okazuje, przyprowadzający swoich pupili właściciele, potrafią napsuć trochę krwi. Wydaje mi się, że każdy kto chociaż raz przekroczył próg gabinetu weterynaryjnego znajdzie w tych opowieściach cząstkę siebie, będzie miał okazję ponownie spojrzeć na problemy, które dręczyły jego pupila, a przede wszystkim uświadomi sobie, że weterynarz to też człowiek, któremu zależy na zdrowiu swoich podopiecznych. Kiedy przychodziłam z Barkiem do naszego gabinetu weterynaryjnego, zawsze wzruszały mnie wiszące na ścianach oprawione w ramki bądź antyramy zdjęcia przeróżnych zwierzaków z wydrukowanymi obok podziękowaniami za ich leczenie. Mały, a jakże miły gest.

Podsumowanie

1
x0
2
x0
3
x0
4
x0
5
x2
5,00