20 maja mijają trzy lata od wyboru Wołodymyra Zełenskiego na prezydenta Ukrainy. Przeczytaj fragment pierwszej biografii Zełenskiego napisanej przez ukraińskiego dziennikarza, Serhija Rudenkę „Zełenski. Poza scenariuszem”. Książka jest już dostępna w przedsprzedaży.
Zełenski i czterdzieści dwa miliony prezydentów
30 kwietnia 2019 r. Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła ostateczne wyniki wyborów prezydenckich: 73,22 procent głosów dla Wołodymyra Zełenskiego, 24,45 procent dla Petra Poroszenki. Miażdżące zwycięstwo prezydenta elekta nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do tego, kto za kilka tygodni będzie u steru państwa. Jak się jednak okazało, potwierdzenie zwycięstwa Zełenskiego nie przyszło łatwo, gdyż parlament, który w maju ma letnią przerwę, przez dwa tygodnie nie mógł zadecydować o dacie inauguracji kadencji no- wego prezydenta. Potem nastąpiły publiczne kpiny ekipy Zełenskiego pod adresem przeciwników, for- mułowane w tonie: „chłopcy, spadajcie z kancelarii i opróżnijcie dla nas biura”. Jakby zwycięzcy mieli zaraz stracić cierpliwość i własnoręcznie wynieść rzeczy z gabinetów pokonanych.
Zełenski doskonale rozumiał, iż – delikatnie to ujmując – ukraińscy politycy nie witają go z otwartymi ramionami. Nawet przytłaczające zwycięstwo w wyborach nie uczyniło go równym z tymi, któ- rzy spędzili ponad dekadę w gabinetach władzy w gmachach na Peczerskich Wzgórzach4. Zełenski świetnie zdawał sobie z tego sprawę, dlatego od razu postawił ultimatum Radzie Najwyższej Ukrainy, wedle którego inauguracja miała nastąpić 19 maja. Ponoć nalegał na tę datę, bo wysłuchał porad astrologów i uważał, że to odpowiedni dzień dla otwarcia nowego rozdziału.
Parlament odmówił. Akurat w tę niedzielę, 19 maja, honorowano pamięć ofiar politycznych represji5, dlatego posłowie postanowili przenieść zaprzysiężenie nowo wybranego prezydenta na kolejny dzień, 20 maja. Zełenski nie ukrywał swojej irytacji.
W dniu inauguracji plac Konstytucji przed parlamentem przypominał chodniki w Cannes podczas tamtejszego festiwalu filmowego – kamery, morze fanów na granicy omdlenia w oczekiwaniu na gwiazdę. Krewni, przyjaciele i zwolennicy Zełenskiego ustawiali się w kolejce sięgającej aż do tarasu widokowego w pobliżu Pałacu Maryjskiego. Za pięć dziesiąta, przy akompaniamencie owa- cji, Wołodymyr Zełenski w towarzystwie czterech ochroniarzy ruszył chodnikiem w stronę budynku Rady Najwyższej Ukrainy. Prezydent elekt był w świetnym nastroju, promieniał, podając dłoń tym, którzy pragnęli mu pogratulować. Na widok swego przyjaciela ze Studia „Kwartał 95”, Jewhena Koszoweho, aż podskoczył i pocałował go w ogoloną głowę. Był to zapewne ostatni żart Zełenskiego jako jeszcze wolnego (od prezydentury) człowieka. Minutę po dziesiątej Zełenski wszedł do budynku Rady Najwyższej, a dwadzieścia pięć minut później złożył przysięgę i pierwszy raz zabrał głos jako prezydent:
„Drodzy Ukraińcy! Po wygraniu przeze mnie wyborów mój sześcioletni syn powiedział: «Tato, widziałem w telewizji, mówią, że Zełenski jest prezydentem. Wynika z tego, że i ja jestem pre- zydentem!». Najpierw zabrzmiało mi to jak dzie- cięcy żart, ale potem zdałem sobie sprawę, że jest to prawda. Każdy z nas jest prezydentem” – rozpoczął swoje przemówienie szósty prezydent Ukrainy.
Wydawało się, że – stojąc na mównicy Rady Najwyższej, która w przytłaczającej większości była nastawiona do nowego wybrańca narodu sceptycznie – Zełenski rozkoszował się tym odrzuceniem. Jestem pewien, że gdyby w owym momencie znaj- dował się na scenie „Kwartału 95”, podskoczyłby z uniesioną pięścią i krzyknął: „Wszystkich was załatwiłem!”. Lecz protokół i obecność zagranicz- nych gości zmusiły Zełenskiego do zachowania po- wściągliwości. Choć nie udało mu się zachować jej w słowach.
W swoim przemówieniu inauguracyjnym prezydent Zełenski powiedział wiele mądrych i słusznych słów – mówił zarówno do tych, którzy wyemigrowali, jak i do tych, którzy stracili wiarę w Ukrainę, a także do Ukraińców mieszkających na anektowa- nym przez Rosję Krymie oraz w okupowanym Donbasie. Oznajmił, że państwo ukraińskie potrzebuje pokoju, a kraj – wielkiego resetu. Zełenski wyglądał na wywrotowca, który postanowił obalić system, wiedząc, że ten nie podda się bez walki.
Nowy prezydent dał parlamentowi dwa miesią- ce na przyjęcie ustaw o zniesieniu poselskiego immunitetu i o nielegalnym wzbogacaniu, a do tego nakazał przegłosowanie nowego kodeksu wyborczego, a następnie – przedterminowych wyborów parlamentarnych w Ukrainie. Z deputowanymi Zełenski rozmawiał językiem ultimatum. Hałas, oklaski i okrzyki niezadowolenia w sali plenarnej zmuszały go do starannego wypowiadania każdego słowa przemówienia i przerywania go teatralnymi pauzami. W tych chwilach wydawało się, że całe widowisko odbywające się pod kopułą gmachu Rady Najwyższej było częścią produkcji kolejnego odcinka Sługi narodu. Zełenskiemu, który żądał natychmiastowych dymisji szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, ministra obrony, prokurato- ra generalnego oraz członków rządu, brakowało chyba jedynie dwóch karabinów maszynowych, z których w jednym z odcinków jego serialowy bohater strzelał do posłów.
Obecne na sali plenarnej polityczne dinozaury patrzyły na Zełenskiego z góry i z dystansem, jakby chciały mu powiedzieć: „no, dalej, spróbuj nas załatwić”. Podobnie myślało zapewne czterech byłych prezydentów, którzy siedzieli w loży dla gości: Łeonid Krawczuk, Łeonid Kuczma, Wiktor Juszczenko i Petro Poroszenko. O czym myślał przebywający wówczas na przedmieściach Moskwy Wiktor Janukowycz? Tego nie wiadomo. Lecz zaniepokojona twarz Ołeny Zełenskiej, siedzącej obok byłych pre- zydentów, mówiła wszystko. Pierwsza dama była spięta i strapiona – była jedną z nielicznych z oto- czenia Zełenskiego, którzy nie chcieli jego prezy- dentury.
Po inauguracji przewodniczący Rady, Andrij Parubij, uśmiechnął się i powiedział: „Dziękuję wszystkim za udział w tym uroczystym posiedzeniu. Było wesoło”.
Zełenskiemu chyba się to nie spodobało, ale nie wszczął kłótni z Parubijem. Opuszczając salę obrad, prezydent wymienił „uprzejmości” z Ołehem Laszką – człowiekiem, którego wielokrotnie parodiował na scenie.
„Wołodymyr, źle zacząłeś, źle skończysz!” – wykrzyknął lider Partii Radykalnej. W odpowiedzi Zełenski skierował palec wskazujący na Laszkę.
Inauguracja prezydentury Zełenskiego była świetnie wyreżyserowana, barwna w kinowy spo- sób, jakby oparto ją na dobrze napisanym scenariuszu. Ludzie zgromadzeni wokół gmachu Rady oraz widzowie przed telewizorami szaleli z zachwytu. Ich idol właśnie zaczął rozmontowywać stary system.
Rozpoczynał się nowy etap – era prezydenta Zełenskiego.
Fragment pochodzi z książki „Zełenski. Poza scenariuszem” Serhija Rudenki w tłumaczeniu Katarzyny Losson i Marka Zapóra.