Janet Hansen – amerykańska graficzka – opowiada o tworzeniu okładki Cherry Nico Walkera, książki wydanej w Polsce pod tytułem Świeży*.
*„Cherry” w języku angielskim dosłownie oznacza wisienkę – przyp. tłum.
Przełożył Adrian Tomczyk
Jestem szczęściarą, mogąc pracować jako starsza projektantka w wydawnictwie Alfred A. Knopf. Kiedy ktoś podsuwa mi do przeczytania manuskrypt książki, to zwykle wiem, że się w niej zakocham. A kiedy dostanę czyjś debiut, pochłania mnie niesamowita, niespokojna energia. Nie mogę przeczytać wcześniejszych dzieł autora, a więc muszę rzeźbić od zera. To trochę jak poznawanie czyichś najgłębszych tajemnic już przy pierwszym poznaniu. Oprócz tego na grafiku ciąży też presja, trzeba bowiem odpowiednio zwizualizować czyjś głos, a jednocześnie zaspokoić wymagania różnych działów wydawnictwa: redaktorów, agentów, wydawców i pracowników działu sprzedaży. Niekiedy zastanawiam się, czy pogodzenie ich jest w ogóle możliwe.
Z biegiem lat nauczyłam się, że łatwo dać się zaszufladkować i przypisać do projektowania określonego gatunku książek. Dla przykładu, gdy zaręczyłam się ze swoim mężem, otrzymałam mnóstwo zleceń na okładki powieści o kobietach i ich małżeństwach. W rezultacie, zawsze próbuję starannie selekcjonować projekty i wybierać takie, dzięki którym staję się bardziej wszechstronna.
Choć zajmowałam się już projektami okładek do różnych gatunków literackich, ostatniego lata zapytałam naszą dyrektor kreatywną, czy mogłabym dla odmiany popracować nad czymś, czego normalnie nie przydzieliłaby akurat mnie. Była na tyle miła, żeby spełnić moją prośbę, po czym przypisała mi Cherry Nico Walkera.
***
Nico ma bardzo dosadny i niepowtarzalny styl. Pomiędzy makabrycznymi scenami wojennymi, bolesnymi opisami zespołu stresu pourazowego żołnierzy i ciemną otchłanią, w której opowiadał o uzależnieniu od narkotyków, w książce zdarzały się też krótkie chwile pełne śmiechu, miłości i dobra. Byłam zaskoczona, jak bardzo sympatyzuję z tym bezimiennym bohaterem. Może i obrabował kilka banków, a nawet trzymał niekiedy ludzi na muszce, ale był przecież przy tym taki życzliwy!
Na ogół uważam, że należy spróbować oddać nastrój książki, i sądzę, że ta ilustracja była trochę zbyt dosłowna, odnosiła się bowiem tylko do jednego aspektu tej książki:
Metodą prób i błędów doszliśmy do szkicu poniżej, który został dobrze przyjęty. Po kilku poprawkach zarówno redaktor, jak i wydawca książki byli zadowoleni:
Nico napisał tę powieść na maszynie do pisania w więzieniu federalnym. Obecnie kończy już swoją odsiadkę, został mu jakiś rok do końca. Ma ograniczony dostęp do czysto tekstowych wiadomości mailowych, w dodatku należy je wysyłać przez pewien portal, w którym zatwierdzają je jeszcze władze. Niekiedy trwało to cały tydzień, zanim mógł przeczytać pojedynczą wiadomość.
Żeby oszczędzić sobie trochę czasu, redaktor uznał, że najlepiej pokazać okładkę agentowi literackiemu autora. Nie jest to zresztą taki typowy agent, raczej menadżer niezależnego studia nagraniowego FatPossumRecords, które ma swoją siedzibę w Missisipi.
***
Redaktor: „Przykro mi, ale nie porwało go. Chciałby zobaczyć więcej”.
Elementem, który spaja różne aspekty tej książki, jest ciągłe palenie. Pomyślałam, że nawiązanie do paczki papierosów pomoże oddać jej chropawy styl:
Wydawca: „Wyrzuć ostrzeżenie i tę czerwoną linię”.
Słuszne uwagi.
Redaktor: „A czy możesz spróbować też z projektem, który ogrywa motyw kaduceusza?”
Kaduceusz stanowi symbol służących w wojsku sanitariuszy. Włączyłam też heroinę, dodając na zwieńczeniu laski makówkę. Następnie wysłałam je do agenta:
Agent: „To mi wygląda, jak coś, co się sprzedaje w sieci sklepów Hot Topic”.
Ałć.
Wydawca: „Może coś nam tutaj umyka – w końcu ta książka opowiada o miłości”.
Chodzi tutaj o miłość rodem z filmu Urodzeni mordercy Olivera Stone’a. Ale tytuł taki jak Cherry dawał nam tutaj dylemat. Sądziłam, że pokazanie miłości będzie prowadziło do niefortunnych skojarzeń z seksem.
Przeprowadziłam ćwiczenie i spróbowałam zrobić makiety nawiązujące do moich ulubionych artystów, co miało mi pomóc zwizualizować jakieś rozwiązanie. Choć i tak nie było mowy, że będę mogła przedstawić poniższych projektów na okładce, to i tak spróbowałam. Z perspektywy czasu sądzę, że zrobiłam to głównie dla własnej przyjemności:
W dalszym ciągu czułam, że pomysł, by skupić się przede wszystkim na wątku miłosnym, jest mylący. Dałam o tym znać redaktorowi, który zgodził się ze mną, choć jemu ten pomysł się podobał.
A więc powstało więcej projektów…
Nie wzbudziły jednak większego zainteresowania.
Agent: „A może tak torebki z heroiną?”
Sam pomysł był pociągający, ale wydawał się zbyt prosty.
Dyrektor kreatywna (z najlepszymi intencjami): „Może chcesz, żebym oddała ten projekt jakiemuś freelancerowi?”
Coś mi mówi, że redaktorowi się to podobało, ale nie sądzę, żeby pokazywał to komuś dalej.
Musiałam oczyścić umysł. Spróbowałam jeszcze raz ugryźć jakoś ten pomysł z papierosem, ale tym razem poszłam w wizualny kalambur:
Nawet mi się to podobało, podobnie jak wszystkim w Knopfie. Podwójny papieros przywoływał na myśl zarówno wisienki z papierosowego żaru, jak i strzelbę. Uznałam, że dobrze będzie, jeśli dorzucę do tej propozycji jeszcze jeden pomysł.
Czaszki nieźle oddają to, co jest w książce, ale pierwsze wykonanie wypadało zbyt przewidywalnie. Właśnie wtedy oświecił mnie jeszcze jeden ważny aspekt książki, którego nie brałam wcześniej pod uwagę w żadnym z tych projektów: fakt, że powieść ta jest wybitnie amerykańska. Dodałam więc amerykański element z ilustracją autorstwa Daniela Bjugårda:
Choć ten drugi projekt jest zbyt uśmiechnięty, to element zaskoczenia płynący z tego, że najpierw widzimy gwiazdki, a dopiero potem zauważamy czaszkę, wydawał mi się bardzo na miejscu. Prawie jakby ta czacha (i cały mrok zawarty w powieści) powstała w wyniku jakiejś prostej pomyłki.
Do agenta i autora wysłaliśmy więc ten projekt razem z tym papierosowym:
I choć nigdy nie dostałam od nich żadnej oficjalnej odpowiedzi, okładkę wreszcie zatwierdzono. Kamień spadł mi z serca.
Janet Hansen (http://www.janet-hansen.com), 16 sierpnia 2018 r.
Komentarz tłumacza, Krzysztofa Cieślika, o trudnościach z przekładem tytułu
Redaktor Cherry do autorki okładki oryginału po jednej z propozycji przekazanych agentowi Nico Walkera: „Przykro mi, nie jest zachwycony. Chce zobaczyć więcej propozycji”.
Nie tylko okładki bywają kwestią problematyczną. Z tytułami zdarza się to wyjątkowo często, by przywołać tak legendarne przykłady, jak „Wirujący seks” czy „Szklana pułapka”. Częściej problem pojawia się w przypadku filmów, gdzie niepodzielnie rządzą marketingowcy. Ze Świeżym też było pod górkę. Miał być Świeżakiem, Cnotką, Cnotkiem, Rekrutem, Kotem. Dlaczego więc ostatecznie został Świeżym?
Angielski tytuł powieści Walkera, Cherry, jest właściwie nieprzekładalny. Nie chodzi o to, że nie można go przetłumaczyć – trudno przenieść amerykańskie realia wojskowe na polskie. „Cherry” to słowo, którym bardziej doświadczeni żołnierze w Iraku zwracają się do nowicjuszy. Skąd taka nazwa ? Określenie stało się powszechne w czasach wojny w Wietnamie, ale pojawiało się już wcześniej, zawsze w kontekście nowego żołnierza dołączającego do zaprawionych w boju kolegów. Dlatego nie „kot”, gdyż to słowo nie oznacza nowicjusza na polu bitwy, lecz nowego rekruta. Do tego angielski wyraz budzi oczywiste skojarzenia seksualne. „Pop the cherry” to „rozdziewiczyć”, a „lose one’s cherry” to „stracić cnotę”.
Świeżak odpadł z oczywistych powodów. Nico Walker nie związał się kontraktem reklamowym z popularną portugalską siecią sklepów. Rekrut czy Kadet brzmieli drętwo, a ponadto nie budzili żadnych skojarzeń. Ostatecznie więc wybór ograniczył się do trzech możliwości: Cnotki, Cnotka i Świeżego. Druga z nich po drodze odpadła, określenia „cnotka” i „świeży” pojawiają się w tekście tłumaczenia. Tytuł miał w sobie łączyć dwie płaszczyzny znaczeniowe: brak doświadczeń seksualnych i skojarzenie z wojskiem. Cnotka oczywiście lepiej sprawdzała się, jeśli chodzi o pierwszą z nich, ale to Świeży zgrabniej łączył obie. Nowy, niedoświadczony, ktoś, kto dopiero się zjawił. Świeży. Można być świeżym na polu bitwy i świeżym w łóżku. Dlatego Świeży.