Dlaczego ktoś z Warszawy miałby słuchać brytyjskiego dziennikarza, który mówi o kontrowersjach związanych ze szczepieniami? Bo te kontrowersje to brytyjski produkt eksportowy. Tym zajmuje się w mojej książce: próbuję wytłumaczyć, skąd to się wzięło. Myślę, że to szczególnie istotne teraz, kiedy czekamy na szczepionkę na koronowirusa – mówi Brian Deer, autor książki „Wojna o szczepionki”, prezentującej kulisy badania, które zrodziło współczesny ruch antyszczepionkowy.
Adrian Stachowski: Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o Andrew Wakefieldzie?
Brian Deer: Najpierw dowiedziałem się o jego artykule – tym najważniejszym, o związku kojarzonej szczepionki na świnkę, różyczkę i odrę z autyzmem. To było w dniu jego publikacji, w lutym 1998 roku.
Poznałem jego treść za pośrednictwem mediów, później przeczytałem go w całości. Wtedy uznałem, że nie chcę się w ogóle za to brać, głównie dlatego, że dopiero co spędziłem rok na rozgrzebywaniu kontrowersji wokół innej szczepionki. Nie chciałem zaczynać kolejnego podobnego tematu, bo taki rodzaj dochodzenia jest bardzo czasochłonny i trudny do przeprowadzenia.
Myślałem, że swoje przy szczepionkach już zrobiłem. Dlatego w ogóle wówczas nie zająłem się sprawą, którą rozdmuchał Wakefield. Zlecono mi ten temat dopiero pod koniec 2003 roku, kiedy sprawa nie tylko urosła do wielkich rozmiarów w Wielkiej Brytanii, ale też zaczęła promieniować na cały świat, doprowadzając do spadku wyszczepialności nienotowanego od czasu wynalezienia szczepionki.
Wówczas jednak był to dla mnie po prostu zlecony temat. Myślałem, że zajmie mi jakieś dwa tygodnie. Nigdy nie spodziewałem się, że to zajdzie tak daleko.
S.: Czy może pan wskazać moment, kiedy zorientował się, że z tymi badaniami jest coś nie tak?
D.: Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem, było skontaktowanie się z matką, która zgłosiła do badania Andrew Wakefielda swojego syna. Miał wtedy dziewięć lat – lub coś koło tego.
W artykule, który rozognił w Wielkiej Brytanii całą awanturę wokół szczepionek, omówiono przypadki tylko dwanaściorga dzieci. Wakefield twierdził, że odkrył dwie prawidłowości: korelację czasową między szczepieniami a wystąpieniem pierwszych symptomów czegoś, co nazwał autyzmem – okres był bardzo krótki i dokładnie określony, czternaście dni – oraz nowy syndrom, kombinację oznak i symptomów, które według niego były wcześniej nieopisaną chorobą.
Spotkałem się na wywiad z kobietą, która często występowała w mediach w związku z tą sprawą. Wiedziałem, że jej dziecko wzięło udział w tym badaniu. Okazało się, że to, co powiedziała mnie, nie dało się w żaden sposób pogodzić z tym, co napisano w artykule.
Kilka dni później rozmawiałem z jednym z jego autorów. Powiedziałem mu o wywiadzie z matką, której historia nie zgadzała się z niczym, co opublikowano w „Lancecie”. Powiedział: „No cóż, może tak być”. To wydało mi się dziwne, bo jakby sugerował, że rozbieżność to nic takiego. Tak zacząłem moje dochodzenie.
Całość rozmowy do przeczytania na stronie naTemat.pl
Książka „Wojna o szczepionki” jest dostępna w księgarni Wydaje nam się TU